Reklama

Kultura

Ocalony

„Gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska”. Historia Sławomira Sikory pokazuje, że Pan Bóg potrafi podnieść człowieka z każdego upadku, a najlepsze scenariusze filmowe pisze samo życie.

Niedziela Ogólnopolska 14/2022, str. 62-63

[ TEMATY ]

film

Karolina Krasowska

Sławomir Sikora - przedsiębiorca, pierwowzór „Stefana” – bohatera filmu Dług w reż. Krzysztofa Krauzego. Autor autobiografii Mój dług i współautor książki Osadzony.

Sławomir Sikora - przedsiębiorca, pierwowzór „Stefana” – bohatera filmu Dług
w reż. Krzysztofa Krauzego. Autor autobiografii Mój dług i współautor książki Osadzony.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Kamil Krasowski: O czym opowiada film Mój dług?

Sławomir Sikora: O człowieku, który mierzy się z systemem totalitarnym i ostatecznie zwycięża; o jednostce, która trafia do więzienia, gdzie panuje system totalitarny, i po 10 latach – tak jak jest to przedstawione w filmie – zostaje uwolniona. Trafia tam za najcięższą zbrodnię, za największy grzech: podwójne zabójstwo. Nasz bohater zostaje skazany na 25 lat, a w konsekwencji mierzy się z więzienną rzeczywistością i okrucieństwami, których doświadcza za kratami. Jednak to właśnie tam doświadcza niezwykłej przemiany i rozpoczyna się proces jego nawrócenia.

Reklama

No właśnie, film rozpoczyna się modlitwą Jabesa, a nie, jak niektórzy chcieli, słowami ze Zbrodni i kary Dostojewskiego. Dlaczego tak bardzo zależało Ci na tym, by właśnie tak było?

„Obyś skutecznie mi błogosławił i rozszerzył granice moje, a ręka Twoja była ze mną, i obyś zachował mnie od złego, a utrapienie moje się skończy!” (1 Krn 4, 9-10). Tą modlitwą modlę się praktycznie codziennie. To jest egzorcyzm, a zarazem błogosławieństwo. A film, jak wspomniałeś, miał się zaczynać od słów Dostojewskiego, czyli anty-Polaka, i tak też było w pierwszej kolaudacji, którą oglądałem. Jednak jako że jestem producentem kreatywnym tego filmu, jego pomysłodawcą i współscenarzystą, to miałem na niego realny wpływ. W związku z tym po wielu długich rozmowach udało mi się przekonać jego producenta Bogusława Joba, by obraz otwierały słowa modlitwy Jabesa. A to nie było wcale takie oczywiste.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Pod koniec lat 90. XX wieku Waszą historię po raz pierwszy opowiedział Krzysztof Krauze w filmie Dług. Dlaczego po latach zdecydowałeś się na nowo opowiedzieć o tamtych wydarzeniach?

Ponieważ historia, którą opowiedział Krzysztof Krauze, to jest jego historia, nie moja. To historia, którą on opowiedział, a której nie skonsultował nigdy ze mną. Jako pierwszy przyjechał do więzienia, zaraz po tym, jak zostaliśmy skazani na 25 lat pozbawienia wolności – to był listopad 1997 r. – i chciał usłyszeć naszą historię, moją i Artura (Brylińskiego – przyp. red.). Po prostu mu ją opowiedziałem, przekonany, że chce napisać artykuł bądź zrobić jakiś film dokumentalny. A Krzysztof Krauze nigdy nie powiedział, że robi o nas film fabularny. O tym, że taki film powstał, dowiedziałem się w 1999 r. od mojego brata. Nie chciałem w to wierzyć, ale coraz więcej na to wskazywało.

Reklama

Wiele razy podkreślałeś, że w historii Polski były dwa momenty, kiedy Polacy się zjednoczyli: wejście do Unii Europejskiej i ułaskawienie Sławomira Sikory, ponieważ pod wnioskiem o Twoje ułaskawienie podpisało się 37 tys. osób.

Tak, Mój dług to moja historia, moja opowieść, a zarazem moje podziękowanie tym 37 tys. osób, które wstawiły się za moim ułaskawieniem, i wielu tysiącom ludzi, którzy znali tę historię i chcieli usłyszeć w tej sprawie mój głos. Opowiedziałem ją jako 57-letni mężczyzna, więc jako dojrzały człowiek, który już coś w swoim życiu przeżył.

Reklama

Wspominałeś, że w filmie Mój dług chciałeś pokazać, jak wygląda życie w więzieniu, ale zrealizowałeś ten obraz także po to, by po prostu zarobić, bo choć w więzieniu pracowałeś, to zwykle na pół albo na 7/8 etatu. To jednak – co podkreślasz – film z metafizyką w tle, który mówi o Twoim nawróceniu...

Pochodzę z Warszawy, mieszkałem na terenie parafii św. Andrzeja Boboli; w stolicy chodziłem na lekcje religii prowadzone przez jezuitów. Swoją edukację katolicką skończyłem na drugiej klasie szkoły podstawowej i przyjęciu sakramentu Pierwszej Komunii św. Dopiero po latach odkryłem, dlaczego w mojej rodzinie nie kontynuowano naszej chrześcijańskiej formacji. Bo byliśmy Żydami. Moja mama i jej bracia – jako żydowskie dzieci – byli ukrywani po klasztorach. Najmłodszy wuj, który był u salezjanów, poszedł w złą stronę, bo najpierw do Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a potem do Urzędu Bezpieczeństwa – był w czwartym departamencie do walki z Kościołem. Babcia natomiast do śmierci była bardzo mocno związana z Kościołem, choć przed wojną była w Polskiej Partii Socjalistycznej. Stąd w moim życiu, najkrócej mówiąc, nie było Pana Boga. W 1994 r. siedziałem już w celi, praktycznie całe moje życie się zawaliło, gdy miałem 29 lat. Zastanawiałem się, co ja takiego zrobiłem w życiu, że jestem w tym miejscu, a nie innym. Później sobie uświadomiłem – i zawsze to będę podkreślał – że to wszystko było wynikiem moich złych wyborów. Kiedy zostałem skazany w 1997 r., byłem naprawdę bardzo złym człowiekiem. Dotknąłem zła w najczystszej postaci. W celi siedziałem m.in. z satanistą, ze Zbyszkiem, który miał ksywę „Diabeł” i siedział za okrutne zabójstwo. Ja też w więzieniu byłem podły i okrutny – w ten sposób odreagowywałem swój stres, bo przecież siedziałem za to, że kiedyś zabiłem swoich oprawców, którzy wymuszali na mnie haracze, a – jak na ironię – przyszło mi siedzieć z ludźmi, którzy... wymuszali haracze i dostawali po 2-3 lata. Dlatego uznałem, że teraz to ja będę ten zły. Skoro zostałem skazany na 25 lat pozbawienia wolności, a sąd nie wziął pod uwagę żadnych okoliczności łagodzących, to ja będę zły. I taki byłem, a do tego jeszcze bardzo dobrze mi się wiodło w celi. Miałem nawet wypożyczalnię kaset wideo i cztery magnetowidy, które wypożyczaliśmy po celach. Żyłem jak król. Ci, którzy wymuszali haracze, bali się, by nie trafić do trzeciego pawilonu, bo tam rządzili „frajerzy”, jak nas nazywali. To trwało do 1999 r.

Wtedy nastąpił przełom?

Od 1995 r. odwiedzali nas gedeonici (organizacja chrześcijańska, wyrosła i zakorzeniona w teologii protestanckiej, związana z nurtem ewangelicznym – przyp. red.), którzy rozdawali więźniom egzemplarze Nowego Testamentu. W 1999 r. przed apelacją powiedziałem: „Panie Boże, to ja się teraz nawrócę, a Ty mi skróć wyrok na 15 lat”. I się nawróciłem... Byłem przekonany, że będzie miło i sympatycznie, ale sąd podtrzymał 25 lat. Wróciłem do celi, usiadłem i pomyślałem, że Pan Bóg ma dla mnie jakiś inny plan... Choć jak teraz o tym myślę, to wówczas chyba nie byłem jeszcze do końca nawrócony.

Pewnego dnia przeniosłem się do innego pawilonu, cela mi się w dziwny sposób „rozleciała” – ktoś poleciał w transport, ktoś inny poszedł pracować, więc ten fajny układ, który mieliśmy w celi, w tym złym znaczeniu, po prostu się rozleciał. Dzisiaj, kiedy patrzę na to z tej perspektywy, widzę, że tak działał Duch Święty, który zaczął mnie oddzielać od rzeczy i osób, które by go zagłuszały. Przeniosłem się do innego pawilonu, zacząłem szukać, więcej czytać Pismo Święte, jednak wtedy nie chodziłem jeszcze na Mszę św. Na początku 2000 r. z najgorszego więzienia w Potulicach trafiłem do Włocławka, gdzie panowały zupełnie inne warunki: pracowałem w radiowęźle, podjąłem działania w kierunku ułaskawienia, dostałem pierwszą przepustkę, wyszedłem na przerwę w karze, zacząłem się modlić... i w 2005 r. zostałem ułaskawiony. Mogę zatem powiedzieć tak: chciałem od Pana Boga 15 lat... i w sumie On wysłuchał mojej prośby. Wyszedłem z więzienia po 10 latach, ułaskawiony zostałem po 1,5 roku, jako wolny człowiek, a 5 grudnia 2010 r. minęło mi warunkowe zwolnienie – bo zostałem ułaskawiony na zasadach warunkowego zwolnienia – co daje 15 lat! Tyle, ile chciałem.

I zaczęła się, jak to określiłeś, prawdziwa jazda bez trzymanki...

Tak! Na 18. Warszawskiej Pieszej Pielgrzymce Osób Niepełnosprawnych na Jasną Górę poznałem swoją przyszłą żonę, zacząłem powoli wracać na łono Kościoła katolickiego, doświadczać namacalnie mocy sakramentów świętych – spowiedzi, Eucharystii i działania Ducha Świętego, nawet w takich prozaicznych sytuacjach dnia codziennego jak znalezienie miejsca do parkowania. Wreszcie w moje ręce trafiła książka z modlitwą Jabesa... Wówczas pomyślałem, że jeżeli kiedykolwiek będę robił jakiś film opowiadający moją historię, to chciałbym, żeby zaczynał się on od tej modlitwy. I tak jest, Mój dług zaczyna się od modlitwy Jabesa, po wielu negocjacjach i problemach. Poza tym, metafizycznie, uważam, że to także nie jest przypadek, iż akurat Bartek Sak zagrał główną rolę w tym filmie. Przy okazji premiery mieliśmy okazję porozmawiać i okazuje się, że jest to bardzo mocno uduchowiony człowiek. Wracając do mojej historii, po pięćdziesiątce zacząłem otrzymywać kolejne łaski, bo to też jest cud, że mamy troje fantastycznych dzieci, Pan Bóg rozwiązał nasz problem z mieszkaniem, skończyłem studia z pracy socjalnej. Mało tego, na studiach po raz pierwszy poznałem postać św. Klemensa Hofbauera, który na kilka lat zniknął z mojego życia. I gdzie trafiam po wielu latach? Do parafii pod wezwaniem... św. Klemensa Hofbauera. Dzisiaj więc patrzę na swoje życie w zupełnie innej perspektywie. Dziś otrzymuję Boże błogosławieństwo, dary, na które nie jestem w stanie zasłużyć. Wraz z małżonką należymy do Domowego Kościoła. To są wielkie cuda, w moim życiu to się cały czas dzieje. Dziś jestem mężem, ojcem, katolikiem, człowiekiem błogosławionym, to znaczy szczęśliwym człowiekiem!

Dwaj młodzi przedsiębiorcy na początku lat 90. próbowali rozkręcić własny interes. Szantażowani, bici i zastraszani przez znajomego, który żądał od nich spłaty wyimaginowanego długu, nie znalazłszy pomocy ze strony policji, w 1994 r. w akcie desperacji zabili swoich dwóch oprawców. Sławomir Sikora i Artur Bryliński w 1997 r. zostali skazani na 25 lat więzienia. Pierwszy z nich został ułaskawiony 5 grudnia 2005 r. przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, drugi – 5 lat później przez prezydenta Bronisława Komorowskiego. Z końcem lutego do kin w Polsce wszedł film Mój dług.

Sławomir Sikora - przedsiębiorca, pierwowzór „Stefana” – bohatera filmu Dług w reż. Krzysztofa Krauzego. Autor autobiografii Mój dług i współautor książki Osadzony.

2022-03-29 12:16

Oceń: +2 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

„Najświętsze Serce” - od piątku w polskich kinach

[ TEMATY ]

film

duchowość

kino

Materiał prasowy

W najbliższy piątek, w zaledwie tydzień po światowej premierze, na ekrany polskich kin wejdzie fabularyzowany dokument zatytułowany „Najświętsze Serce”. To pierwszy w historii kina film o Najświętszym Sercu Jezusowym. Wyprodukowany w Hiszpanii obraz odkrywa przed widzem sedno kultu Najświętszego Serca Jezusowego, bez którego zrozumienie istoty wiary w Chrystusa staje się niemożliwe.

„Najświętsze Serce”, film, który tygodnik "Niedziela" objął swoim patronatem medialnym, opowiada historię pisarki, Lupe Valdes, która poszukuje inspiracji do książki i natrafia na tajemniczą historię sprzed lat. Wyrusza do Francji, miejsca tajemniczych objawień, gdzie w szklanej trumnie spoczywa nietknięte przez czas ciało wizjonerki, św. Małgorzaty Alacoque. 300 lat temu Jezus objawił jej swoje... Serce i przekazał 12 obietnic dla ludzi, którzy będą Je czcić.
CZYTAJ DALEJ

Lekarka na ukraińskim froncie: Tylko Bóg daje mi siłę, by opatrywać żołnierzy bez rąk czy bez nóg

2025-12-27 08:45

[ TEMATY ]

ukraińscy żołnierze

lekarka

ukraiński front

Bóg daje siłę

Svitlana Dukhovych/Vatican News

Olena, czterdziestoletnia ukraińska lekarka

Olena, czterdziestoletnia ukraińska lekarka

Bóg dał nam możliwość, nawet tutaj na froncie, aby wysławiać Jezusa, który musi narodzić się w sercu każdego człowieka – mówi Olena, czterdziestoletnia ukraińska lekarka, która od początku wojny na Ukrainie pomaga ratować życie żołnierzy w swej ojczyźnie - podaje Vatican News.

Od 2008 roku Olena mieszkała we Włoszech. Po siedmiu latach wróciła na Ukrainę, potem ponownie wyjechała do Włoch. Jednak wraz z wybuchem pełnoskalowej wojny poczuła wyraźnie, że jej miejsce jest w ojczyźnie.
CZYTAJ DALEJ

Watykan: dwie Msze żałobne w trzecią rocznicę śmierci Benedykta  XVI

W trzecią rocznicę śmierci papieża Benedykta XVI/Josepha Ratzingera będą sprawowanie w Watykanie dwie Msze św. żałobne. We wtorek 29 grudnia Mszę św. w języku angielskim odprawi w Bazylice Świętego Piotra kardynał Gerhard Ludwig Müller, były prefekt Kongregacji Nauki Wiary. Następnego dnia, 30 grudnia, kardynał Kurt Koch, prefekt Dykasterii ds. Popierania Jedności Chrześcijan odprawi Mszę żałobną w języku niemieckim w Grotach Watykańskich, w pobliżu grobu Benedykta XVI.

Benedykt XVI był 265 głową Kościoła od 19 kwietnia 2005 roku do 28 lutego 2013 roku. Po rezygnacji zamieszkał w klasztorze Mater Ecclesiae w Watykanie, gdzie zmarł 31 grudnia 2022 roku w wieku 95 lat.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję