Reklama

Niedziela Lubelska

Cuda się zdarzają

Kiedy byłam w ciąży i dowiedziałam się o „wyroku” złożonym na mojej córeczce, powtarzałam sobie, że wszystko jest w rękach Boga i tylko w Jego rękach...

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Zaczęło się tak: W grudniu 2012 r., w 14. tygodniu ciąży, dowiedzieliśmy się z mężem, że nasze dzieciątko umarło. Planowaliśmy tę ciążę i bardzo jej oczekiwaliśmy. Niestety, Bóg miał wobec nas zupełnie inne plany. Gdy minęły niespełna 3 miesiące, dowiedzieliśmy się, że znowu spodziewamy się maleństwa. Tym razem od samego początku bardzo dobrze się do tego przygotowałam – brałam witaminy, oszczędzałam się i bardzo na siebie uważałam. Mając za sobą przykre przeżycia, bardzo się bałam, że sytuacja może się powtórzyć.

Reklama

Między 11. a 12. tygodniem ciąży wybraliśmy się na rutynowe badanie USG, oceniające przezierność karkową – jeden z markerów wad genetycznych i wad serca u płodu. Normą w Polsce jest 2,5 mm, a wynik naszego maleństwa to 4,5 mm! Lekarz chłodnym tonem poinformował nas, że prawdopodobnie nasze dziecko urodzi się chore i w Polsce jest prawo, które stanowi, iż do 20. tygodnia ciąży w przypadku ciężkich chorób u dziecka można dokonać aborcji. Powiedział również, że w najlepszym wypadku może mieć zespół Downa, a w najgorszym zespół Pateu, czyli tak poważną wadę genetyczną, że może umrzeć już w moim łonie lub żyć najdłużej parę miesięcy. Tego, co wtedy czułam, nie zapomnę do końca życia. Ja, osoba wierząca i praktykująca (wtedy przynajmniej tak mi się wydawało), od razu pomyślałam „Boże, dlaczego ja? Boże, nie chcę tego dziecka!”. To były pierwsze myśli, które na szczęście z minuty na minutę słabły i dawały wygrać sercu matki. Byliśmy z mężem przygotowani na przyjęcie tego, co Pan Bóg dla nas zaplanował. Nie powiem, że nie miałam do Niego żalu. Miałam, i to ogromny, ale z dnia na dzień zauważałam, że moja wiara staje się coraz silniejsza, moja modlitwa coraz bardziej żarliwa, a moje czyny w końcu idą w parze z tym, co mówię. Czułam się prawdziwym katolikiem, osobą prawdziwie wierzącą, prawdziwie praktykującą i za te chwile, choć były one bardzo trudne zarówno dla mnie, jak i dla moich bliskich, serdecznie dziękuję Bogu.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Rozpoczęła się walka o życie i zdrowie naszego maluszka. W pierwszej kolejności zdecydowaliśmy się na amniopunkcję – badanie genetyczne, które potwierdza lub wyklucza większość wad genetycznych. Wiedziałam, że istnieje 1% szansy na to, że mogę stracić maleństwo podczas tego zabiegu, jednak po rozmowie ze wspaniałym kapłanem zdecydowaliśmy się na podjęcie tego ryzyka. Po prostu musieliśmy wiedzieć wcześniej, na co mamy się przygotować. Powoli zaczęłam szukać już specjalnych szkół dla dzieci z zespołem Downa w mojej miejscowości, przeglądać fora, na których wypowiadają się rodzice takich dzieci. Jednocześnie miałam cichą nadzieję, że może to taka próba dla nas i stanie się cud. W tym czasie (na wyniki badania genetycznego czeka się 2 miesiące) skupiliśmy się na żarliwej modlitwie o nasze maleństwo. Pamiętam, że w którymś już momencie przestałam się modlić o uzdrowienie dzieciątka, tylko powierzałam z ufnością wszystko Panu Bogu i św. Ricie, patronce od spraw trudnych i beznadziejnych. Wiedziałam, że jeśli ma tak być, jeśli Pan Jezus naprawdę tego chce, to zaakceptuję chorobę mojego dziecka i będę starała się dać naszemu maleństwu jak najwięcej miłości. Oczywiście, pojawiały się też trudne chwile, gdy dopadała mnie chandra i nie chciałam z nikim rozmawiać, ale zawsze starałam się być blisko Boga. Zaczęłam modlić się nowenną do św. Rity. Bardzo polubiłam tę modlitwę, czułam wtedy silny kontakt ze świętą, że dzięki jej wstawiennictwu mogę uprosić Boga o dar uzdrowienia. Jednocześnie chodziliśmy z mężem i z moją przyjaciółką na Msze św. uzdrowieniowe do Wąwolnicy i na Poczekajkę. W Wąwolnicy zamówiliśmy Mszę św. z prośbą o uzdrowienie naszej kruszynki. W kościele na Poczekajce kapłan przed nałożeniem na mnie rąk zapytał, o co proszę. Gdy mu powiedziałam, kazał położyć stułę na moim brzuchu i modlił się o odsunięcie od tego maleństwa wszelkich wad genetycznych i innych schorzeń. Byłam tak wzruszona, że cała drżałam, a łzy ciekły mi po policzkach. Nie należę do wylewnych osób, ale wtedy sama nie wiem, co się ze mną stało. Nie byłam w stanie opanować emocji.

W końcu przyszedł ten dzień. Otrzymaliśmy wynik – kariotyp prawidłowy żeński. Mamy zdrową córeczkę! To był jeden z najwspanialszych dni w moim życiu. Teraz pozostało jeszcze sprawdzić, czy ma zdrowe serduszko, ponieważ lekarze podejrzewali wadę serca. Wada serduszka aż tak nas nie przerażała, bo mieliśmy nadzieję, że można ją wyleczyć. Okazało się, że malutka ma również dosyć duży zastój moczu w obu nerkach, co również mogło być niebezpieczne. Zamówiliśmy kolejną Mszę św. uzdrowieniową w Wąwolnicy, a tydzień po niej dowiedzieliśmy się, że zastój w nerkach całkowicie ustąpił. Byliśmy świadkami cudów, które działy się naprawdę. Wizyta w Warszawie na echo serca płodu wykluczyła jakiekolwiek wady serduszka u naszej córeczki. Teraz tylko czekaliśmy na dzień jej narodzin. Lekarze do końca nie dawali nam gwarancji, że nasza córeczka będzie zdrowa. Ja, jako matka, czułam, że będzie dobrze. Gdy Alicja Rita przyszła na świat, szybko policzyłam jej paluszki. Miała wszystkie! Miała 2 rączki, 2 nóżki, była taka śliczna, taka idealna. I całkowicie zdrowa – 10 punktów w skali Apgar!

Obiecałam sobie, że jeśli nasza Ala będzie zdrowa, podzielę się swoim świadectwem, żeby dać nadzieję innym rodzicom, którzy znajdą się w podobnej sytuacji. To, co przeżyliśmy, nauczyło nas wiele pokory. Oboje z mężem zaczęliśmy inaczej patrzeć i na świat, i na innych ludzi. Wcześniej byliśmy katolikami, chodziliśmy co niedzielę na Mszę św., jednak to nie było to. Nie czułam tego, co czuję teraz, po tym, co przeżyłam. Myślę, że Pan Bóg daje nam po coś takie doświadczenia. Pan Bóg wie, ile jesteśmy w stanie znieść; On wie, jak się zachowamy. Chciałam również pocieszyć wszystkich rodziców, którzy mają chore dzieci. Modlitwa i głęboka wiara potrafią zdziałać ogromne cuda. Nie zawsze jednak możemy otrzymać to, o co prosimy, bo być może Pan Bóg ma wobec nas inne plany. Jednak warto być przy Nim, być z Nim blisko, bo On pozwala przejść przez najtrudniejszy czas. On nas pocieszy, On nas podtrzyma na duchu.

2014-03-26 12:37

Oceń: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Niebezpieczna przestrzeń

Badacze z Seulu wykazali, że skutkiem 4 godzin dziennie aktywności nastolatków w świecie cyfrowym są duże zmiany na wielu płaszczyznach ich życia. W Polsce ten czas wynosi nawet 7 godzin! O tym, co się z tym wiąże, mówi dr hab. prof. ucz. Monika Przybysz z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Nadużywanie urządzeń ekranowych wywołuje bądź nasila stany depresyjne, a nawet depresję, problemy z zaburzeniami snu, bardzo mocno zaniżoną samoocenę, stany lękowe. Symptomami uzależnienia obok agresji mogą być także problemy w pracy zawodowej, obniżenie jej jakości albo zaniedbywanie zadań w pracy czy szkole. Jako Polska jesteśmy w niechlubnej czołówce państw, które dają smartfony coraz młodszym dzieciom, co prowadzi do ich nadużywania przez coraz młodsze maluchy.
CZYTAJ DALEJ

Kard. Ryś do potrzebujących: każdy człowiek nosi w sobie królewską godność

2025-12-21 13:31

[ TEMATY ]

wigilia

ubodzy

Kard. Grzegorz Ryś

kard. Ryś

PAP/Łukasz Gągulski

- Każdy człowiek, niezależnie od tego w jakich warunkach zewnętrznych żyje, jak na zewnątrz wygląda, nosi w sobie królewską godność i wielką wielkość. Bardzo wszystkim wam życzę, żebyście w te święta ciągle ją w sobie odkrywali i wszystkim życzę, żeby także w was wszyscy odkrywali właśnie to - wielką godność królewską. I żeby nie zabrakło nikomu w te święta chleba - życzył kard. Grzegorz Ryś uczestnikom 29. Wigilii dla potrzebujących na Rynku Głównym w Krakowie.

- Myślałem, że jadę do Krakowa, a tu się okazuje, że przyjechałem do Betlejem, co mnie bardzo cieszy - stwierdził kard. Ryś i wyjaśnił, że nazwa miasta Betlejem znaczy „dom chleba”. - Bardzo się cieszę widząc Rynek Krakowski, który się staje domem chleba dla wielu, bardzo wielu osób. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy właśnie w ten sposób przeistaczają krakowski rynek po prostu z rynku w dom chleba - mówił nowy metropolita krakowski.
CZYTAJ DALEJ

Papież na ostatnie dni Adwentu: przebaczajmy i dawajmy nadzieję

2025-12-21 12:48

[ TEMATY ]

adwent

Anioł Pański

Vatican Media

„Człowiek kruchy i omylny, a jednocześnie odważny i silny w wierze” – tak o świętym Józefie w IV Niedzielę Adwentu mówi Leon XIV. Podczas modlitwy Anioł Pański Papież wskazał Oblubieńca Maryi jako wzór wiary, która potrafi zaufać i wyruszyć w nieznane. Zachęcił wiernych, by ostatnie dni Adwentu przeżyli w duchu nadziei i przebaczenia.

W rozważaniu Ewangelii Ojciec Święty przypomniał, że liturgia IV Niedzieli Adwentu kieruje spojrzenie ku postaci św. Józefa. Ewangelista Mateusz nazywa go „człowiekiem sprawiedliwym”, czyli wiernym Izraelitą, żyjącym zgodnie z Prawem. Jak zaznaczył Ojciec Święty, Józef z Nazaretu „jawi się nam również jako osoba bezgranicznie wrażliwa i ludzka”. Ta postawa – dodawał Papież – przejawia się także zanim anioł objawił mu tajemnicę.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję