Ministerstwo uspokaja, że port kontenerowy powstanie i będzie jeszcze większy, niż pierwotnie zakładano. Eksperci jednak są sceptyczni i wskazują, że zmiana koncepcji będzie wymagała setek zgód środowiskowych, konsultacji społecznych i innych pozwoleń. O ile port w ogóle będzie budowany, to termin zakończania prac może się przeciągnąć o wiele lat, a nawet ponad dekadę. – Wszyscy mieszkańcy Świnoujścia są zaskoczeni tym melodramatem, który dzieje się na naszych oczach. Ktoś kogoś rzucił i ktoś został porzucony. Zarząd Morskich Portów Szczecin i Świnoujście stracił bowiem partnera do realizacji tej inwestycji – stwierdziła Joanna Agatowska, prezydent Świnoujścia.
Mrzonka o inwestycji
Informacja o utracie belgijsko-katarskiego partnera wstrząsnęła branżą portową. Nie będzie bowiem umowy z konsorcjum DEME i QTerminals na budowę i eksploatację głębokowodnego terminala kontenerowego w Świnoujściu. Kontrakt miał być podpisany do końca października, a teraz strony się rozchodzą. – Przecież ten projekt był przez prawie 2 lata kontynuowany przez ekipę Donalda Tuska, a teraz z dnia na dzień całość została wyrzucona do kosza. Nowa koncepcja budowy jeszcze większego portu to po prostu stary sposób na przeszacowanie inwestycji, tak by całkowicie jej zaniechać – wyjaśnił Marek Gróbarczyk, były minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Po 2 latach rządów wiceminister Arkadiusz Marchewka z Koalicji Obywatelskiej zorientował się, że poprzednia koncepcja była wadliwa, a jej realizacja – opóźniona. Dlatego też rząd wyszedł z nową i jeszcze bardziej kosztowną koncepcją budowy terminala. Krytycy twierdzą, że nowa koncepcja jest wielką mrzonką, która jest niewykonalna z kilku prostych powodów. – Nasz projekt przeszedł uzgodnienia transgraniczne, społeczne, ma pozwolenia środowiskowe i był partner, który miał budować portowe nabrzeże na własny koszt. Niemcy od początku chcieli zablokować tę inwestycję i teraz rękami ludzi Donalda Tuska skutecznie im się to udaje – podkreślił Gróbarczyk.
Jeszcze na początku roku wszystko szło zgodnie z planem. Przedłużono termin podpisania ostatecznej umowy do końca października 2025 r. W umowie przedwstępnej przewidziano „bezbolesne rozstanie” w razie niespełnienia warunków dotyczących daty granicznej i tak właśnie się stało. Teraz inwestycja ma być pokryta ze środków własnych, których coraz bardziej brakuje w polskim budżecie. – A przecież znów będzie trzeba zlecać kosztowne badania środowiskowe, uzyskiwać pozwolenia i prowadzić konsultacje. To będzie trwało kolejne lata i będzie kosztować kolejne miliony złotych – powiedziała w Radiu Szczecin prezydent Świnoujścia.
50 mld zł straty
Według zapowiedzi wiceministra Arkadiusza Marchewki, w 2029 r. terminal ma być gotowy. Nowe zasady budowy rodzą ogromne ryzyko, bo całość przygotowań i finansowania port bierze na siebie, zanim pojawi się partner operatorski gwarantujący przeładunki i opłaty.
Głębokowodny terminal w Świnoujściu pozwoliłby na przyjmowanie oceanicznych międzykontynentalnych kontenerowców bezpośrednio w polskim porcie. Miałby też znaczenie militarne, bo leży przy naszej zachodniej granicy, a Gdańsk i Gdynia znajdują się w strefie bezpośredniego rażenia z obwodu królewieckiego. Świnoujście dałoby więc Polsce niezależność strategiczną, a także stałoby się konkurencją dla niemieckich portów, bo opłaty, podatki i cła zasilałyby budżet naszego kraju. Port, według koncepcji przygotowanej przez rząd Prawa i Sprawiedliwości, miał przynosić dochody 10 mld zł do budżetu rocznie. Przesunięcie zakończenia inwestycji o 5 lat, bo tyle trwają prace nad nowymi pozwoleniami, daje więc stratę ok. 50 mld zł. Do tej sumy należy dodać wielomilionowe koszty nowych badań, projektów i pozwoleń.
