Reklama

Jestem optymistą

- W stu procentach jestem pewien, że humor mam w genach - mówi Jan Kobuszewski. - Radość pomaga żyć, pozwala przetrwać trudne chwile.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Życie traktuję jak dar. Bo przecież nie z mojej przyczyny pojawiłem się na tym świecie.
A przede mną jest droga, którą muszę przebyć z godnością

Siostra Jana Kobuszewskiego, Hanna z Kobuszewskich Zborowska wydała właśnie sagę rodzinną Humor w genach. Została ona ogłoszona Książką Marca Warszawskiej Premiery Literackiej.
- Przeczytałem ją jednym tchem - mówi ks. Zygmunt Malacki, proboszcz parafii św. Stanisława Kostki, z którą związany jest Kobuszewski. - Dzięki temu w innej perspektywie postrzegam pana Janka. Po lekturze tej książki widać, że wielką skromność, prawość i pogodę ducha wyniósł on po prostu z rodzinnego domu - podkreśla ks. prał. Malacki.

Słoneczne życie

Reklama

Z Janem Kobuszewskim rozmawiam w warszawskim Teatrze "Kwadrat", z którym związany jest on od ponad dwudziestu lat. Skończyła się właśnie próba sztuki Goldoniego Sługa dwóch panów, w której Kobuszewski gra rolę Pantelona. - Będzie to przedstawienie radosne, rozśpiewane, muzyczne, w sam raz na dzisiejsze czasy - ocenia aktor. Siedzi naprzeciw mnie, w zielonej, kraciastej marynarce i wiśniowej koszuli. Zapala papierosa. Po chwili spogląda w okno.
- Czekam na lato i na słońce - mówi. - Choć jestem przekonany, że nawet wtedy, gdy leje deszcz, to za chmurami zawsze jest słońce, które za chwilę wyjdzie. Zupełnie jak w życiu.
Gdy w 1934 r. Jan Kobuszewski przyszedł na świat, w Warszawie właśnie świeciło słońce. Tak przynajmniej opisuje ten dzień Hanna Zborowska.
Mama Kobuszewskiego miała wtedy powiedzieć: "Jego życie będzie słoneczne". Czy tak rzeczywiście jest? - Zdecydowanie tak - mówi Kobuszewski. - Choć oczywiście bywały chwile, że niebo było nad nami zachmurzone. Ale właśnie poczucie humoru, wewnętrzna radość, jaka emanowała od moich rodziców i sióstr, pozwoliły nam przetrwać trudne chwile, zwłaszcza okupację i Powstanie Warszawskie.
Walki powstańców Kobuszewski obserwował jako dziesięcioletni chłopak. To sprawiło, jak sam podkreśla, że stał się "starym malutkim". Napatrzył się na śmierć najbliższych kolegów, oczami dziecka rejestrował pogrzeby sąsiadów, znajomych. A kiedy skończyła się wojna, długo musiał uczyć się na nowo być dzieckiem, a potem dorastającym chłopcem. - Pomagała mi wiara - wyznaje. Co niedziela chodził wtedy z rodzicami do parafialnego kościoła św. Aleksandra. Szczególnie miło wspomina z tamtych czasów nabożeństwa majowe. Zaczął nawet w domu sam "odprawiać" Msze św. Ale nie myślał o tym, by zostać księdzem. Dziś uważa to raczej za początki aktorstwa. Choć mama nie chciała, by wybrał ten zawód: "Wykluczone, żadnym aktorem!" - mawiała. Choć z czasem łagodniała: "Jaś sam sobie wybierze zawód. Najważniejsze, żeby wyrósł na porządnego człowieka, żeby był dobry i żeby go ludzie kochali".

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Dystans do siebie i świata

Reklama

Ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie. Zanim jednak został teatralnym aktorem komediowym, przez wiele lat występował na szklanym ekranie.
- Od 1955 r. w ponad dwóch tysiącach programów telewizyjnych - jak sam policzył. W słynnym Wielokropku czy Bajkach dla dorosłych. Nie dla pieniędzy, bo wynagrodzenia były wtedy bardzo niskie. - Ta praca dawała mi po prostu zadowolenie - mówi. Zwłaszcza gdy ludzie rozpoznawali go na ulicy i życzliwie się uśmiechali.
Gdy przeniósł się do teatru, zaczynał jako odtwórca ról dramatycznych w sztukach Shakespeare´a, Gogola i Mickiewicza. Już wtedy, w latach siedemdziesiątych, krytycy pisali, że "od jego wejścia sztuka nabiera tempa, werwy, humoru, dowcipu", a jego śmieszność jest łagodna, nie natarczywa, często poetycka, ma swój czar. Kobuszewski jakby mimochodem, nie narzucając się publiczności podniósł sztukę rozśmieszania na wyższe piętro".
Potem gra głównie w komediach. - Zawsze należy w nich szukać tej największej prawdy. Jeżeli komedia skłoniła widza do refleksji, znaczy, że spełniła swą rolę - mówi. I dopowiada: - Lubię mądrą komedię, która z jednej strony daje nam uśmiech, a z drugiej uczy dystansu do siebie i świata.
I Kobuszewski ten dystans ma. Najpierw do siebie. "Długie toto, jak Don Kichot przynajmniej, chude toto, gęba pociągła i mizerna, nos orli niestety, uszy odstające, a do tego od dołu takie długie nogi, a od góry takie długie ręce. Czerwony Kapturek mógłby omdleć" - tak pisał o sobie.
Ale i do świata: - Należy przejmować się sprawami, na które możemy mieć jakikolwiek, choćby najmniejszy wpływ - podkreśla. - Natomiast nie wolno angażować się w te, które dzieją się niezależnie od nas.
Ważnym epizodem w życiu Kobuszewskiego był Kabaret "Dudek": - Żona mnie namówiła, bym się zgodził na propozycję Dziewońskiego. I nie żałuję. To był wspaniały czas spędzony z Wiesiem Michnikowskim, Wiesiem Gołasem, Ireną Kwiatkowską. Nasza przyjaźń przetrwała do dziś.
Agnieszka Osiecka pisała o nim, że jest "zmarnowanym Chaplinem polskiego kina", bo nie znalazł się reżyser filmowy, który by życie poświęcił kręceniu komedii z Kobuszewskim. Zagrał on wprawdzie wiele ról filmowych, ale gry w filmie nie lubi.
- To zbyt męczące - ocenia. - Trzeba wstawać o świcie, cały dzień być na zdjęciach, i w dodatku bez gwarancji, że wszystko się uda.
I dodaje po chwili: - Ale uwielbiam oglądać filmy!

Wspaniały człowiek musi się uśmiechać

Pan Janek od dziecka związany jest ze stolicą. Mieszka na Żoliborzu, razem z żoną Hanną Zembrzuską - jedyną miłością jego życia. Córka wyszła już za mąż, urodziła mu dwóch ukochanych wnuków: dziś jedenastoletniego już Jasia i czteroletniego Maćka. Chętnie spędza z nimi urlop na Mazurach, od czasu do czasu się bawi. - Na szczęście obaj mają także drugiego dziadka - mówi z uśmiechem.
Uśmiech to jego nieodłączny przyjaciel, który towarzyszy mu przez całe życie. - Staramy się być radosną rodziną. A radość i humor to wartości, które pomagają żyć. Sprawiają, że można odnaleźć sens wszystkiego, co nas w życiu spotyka. Nawet jeżeli jest to związane z bólem, cierpieniem, z jakąś tragedią.
- Jestem człowiekiem, który życie traktuje jak dar. Bo przecież nie z mojej przyczyny pojawiłem się na tym świecie. Przede mną jest droga, którą muszę przebyć z godnością, jak czynili to moi rodzice, dziadowie, pradziadowie. Pomagała im wiara. A gdy człowiek ma wiarę, jest mu lżej. Łatwiej też wówczas o radość istnienia.
Wiara łączy się dla niego z radością. - Jestem przekonany, że Chrystus był również człowiekiem śmiejącym się, żartującym, radosnym. Był przecież wspaniałym człowiekiem. A wspaniały człowiek musi się uśmiechać.

Życie jest mniej lub bardziej kolorowe

Moja rozmowa z Kobuszewskim nieuchronnie dobiega końca. Pan Jan dyskretnie spogląda na zegarek. Czas ma wyliczony co do minuty, za drzwiami ktoś już zresztą na niego czeka.
Przed wyjściem pytam jeszcze, jak spędza wolne chwile.
- To trudne pytanie - odpowiada stanowczo.
- Bo nie ma chwil wolnych?
- Są, ale nie robię wtedy nic nadzwyczajnego.
Chętnie oddaje się "słodkiemu nieróbstwu", trochę czyta, głównie pamiętniki, gdyż właśnie one najlepiej oddają prawdę o danej epoce historycznej. Ale najchętniej wraca do teatru. - Kocham swój zawód. I wiele mu zawdzięczam: wspaniałe podróże, a przede wszystkim przyjaźnie. Bo ostatecznie to one liczą się w życiu najbardziej. I jeszcze jedno: jestem optymistą. Dlatego życie nie jest dla mnie białe lub czarne, ale mniej lub bardziej kolorowe.

Gdy w jednym z wywiadów zapytano go: "Panie Janku, gdyby chcąc nie chcąc został pan prezydentem, co by pan zrobił? Jan Kobuszewski odpowiedział: "Powiesiłbym się!".
Od lat słynie z poczucia humoru i jest ulubieńcem publiczności. Aktor teatralny i filmowy. Grał w "Poskromieniu złośnicy" Shakespeare´a, w "Dziadach" Mickiewicza, w "Kordianie" Słowackiego. W roku 1966 na scenie Teatru Narodowego wystąpił jako główny bohater w dramacie Stanisława Witkiewicza. W latach sześćdziesiątych związał się z Kabaretem "Dudek", w którym wykazał ogromny talent rozbawiania publiczności w piosenkach i skeczach. Widzowie pamiętają go też z ról filmowych: w "Kaloszach szczęścia", "Hallo, Szpicbródka", "Czterdziestolatku" czy w komediach Barei.
Od 1976 r. do dziś związany jest z Teatrem "Kwadrat"w Warszawie - sceną o charakterze komediowym. Zagrał tu m.in. w komediach Fredry, Mrożka, Becketta.

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nowenna do Świętej Rodziny

[ TEMATY ]

nowenna

Święta Rodzina

Agata Kowalska

Nowenna przed świętem Świętej Rodziny do odmawiania w grudniu lub w dowolnym terminie.

W liście Episkopatu Polski do wiernych z 23.10.1968 r. czytamy: „Dziś ma miejsce święto przedziwne; nie święto Pańskie ani Matki Najświętszej, ani jednego ze świętych, ale święto Rodziny. O niej teraz usłyszymy w tekstach Mszy świętej, o niej dziś mówi cała liturgia Kościoła. Jest to święto Najświętszej Rodziny – ale jednocześnie święto każdej rodziny. Bo słowo «rodzina» jest imieniem wspólnym Najświętszej Rodziny z Nazaretu i każdej rodziny. Każda też rodzina, podobnie jak Rodzina Nazaretańska, jest pomysłem Ojca niebieskiego i do każdej zaprosił się na stałe Syn Boży. Każda rodzina pochodzi od Boga i do Boga prowadzi”.
CZYTAJ DALEJ

Jasnogórski opłatek z wizerunkiem Matki Bożej i wieżą klasztoru

2025-12-24 18:58

[ TEMATY ]

Jasna Góra

opłatek

BP Jasnej Góry

Na Jasnej Górze od pokoleń wypiekany jest jasnogórski opłatek, dla wiernych będący oznaką więzi z tym miejscem. Wypiekany jest na starych matrycach z wizerunkiem Matki Bożej i wieżą jasnogórską.

Jak podało w środę biuro prasowe Jasnej Góry, historia tamtejszego opłatka została w tym roku przypomniana na specjalnej tablicy przez jasnogórskiego dekoratora br. Dawida Respondka, który z zespołem przygotował tegoroczne bożonarodzeniowe szopki i wystrój sanktuarium.
CZYTAJ DALEJ

Ks. prof. Józef Naumowicz: Boże Narodzenie i koniec świata, czyli jak Bóg przychodzi do nas

2025-12-24 23:00

[ TEMATY ]

Boże Narodzenie

ks. Józef Naumowicz

ks. prof. Józef Naumowicz

Adobe Stock

Czym była pełnia czasu, w której urodził się Jezus? Czy powtórne przyjście Chrystusa, czyli paruzja, również odbędzie się w jakiejś „pełni”? Ojcowie Kościoła mówili aż o czterech przyjściach Boga - mówi w rozmowie z KAI ks. prof. Józef Naumowicz, patrolog, autor znanych książek o Bożym Narodzeniu.

Czym są wspomniane cztery przyjścia Boga? Ks. prof. Naumowicz wyjaśnia: pierwsze to obecność Boga w świecie od momentu stworzenia. Drugie to wydarzenia w Betlejem, kiedy pojawił się On na świecie jako bezradne, bezbronne dziecko. Czwarte przyjście to paruzja, gdy Chrystus objawi się w pełni i chwale, gdy jasno zobaczymy, czym jest Boża obecność. Między drugim a czwartym przyjściem jest jednak „medius adventus”, czyli „przychodzenie środkowe”. Jezus przychodzi do nas teraz: w swoim słowie, w sakramentach, w miłości. Słowo „adwent” oznacza bowiem nie tyle oczekiwanie, ile właśnie przychodzenie.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję